Wjeżdżając do Gdańska, uświadomiłam sobie, jak dużo już
przeszłam. Utwierdziłam się w przekonaniu, że to wszystko miało jakiś cel. Nie
żałowałam tego, że tu jestem. Musiałam być przy Danielu i pomóc mu rozwiązać
problemy. W końcu był moim bratem. Nie mogłam go zostawić. Chciałam, żeby
wszystkie jego, ale także moje wątpliwości się rozwiązały.
Musieliśmy
znaleźć jego ojca, to był nasz główny cel. Dość trudny, bo Gdańsk jest dużym
miastem i niełatwo będzie szukać jednego z jego mieszkańców. Błąkaliśmy się po alejach
miasta i pytaliśmy przypadkowych ludzi, czy znają Adama Nowaka. Niestety nikt o nim nie słyszał. Może zmienił nazwisko. Tego nie byliśmy pewni. Mógł także żyć gdzieś
indziej. Dobijała nas niewiedza na jego temat.
- Może niepotrzebnie tutaj przyjechaliśmy? Przecież nie
wiemy, czy on jest w Gdańsku - oznajmiłam Danielowi.
- Być może, ale chcę to sprawdzić - odpowiedział szybko.
Tak
właśnie spędziliśmy cały dzień, na poszukiwaniach, które spełzły na niczym. Było
już ciemno i zimno, a głód doskwierał. Wyjęłam ze swojego plecaka trzy kanapki
i poczęstowałam moich towarzyszy. Po posiłku pojawił się problem związany z
miejscem spania. Mogliśmy przecież zostać w samochodzie, ale tamtej nocy było
naprawdę zimno. Postanowiliśmy udać się do jednego z gdańskich hosteli.
Mieliśmy szczęście, w jednym z nich był wolny pokój, ale tylko z jednym
łóżkiem. Daniel i Łukasz powiedzieli, że będą spać na podłodze. Zaprotestowała
i stwierdziłam, że ja mogę to zrobić. Byli jednak nieugięci. Na szczęście
przyniesiono nam jeszcze dwa nieduże łóżka polowe, więc każdy miał na czym
spać. Byłam zmęczona i szybko zasnęłam. Chłopcy jeszcze rozmawiali. Obudziłam
się około trzeciej w nocy. W naszym pokoju nie było ciemno, bo światło lampy z
ulicy wpadało w nasze okno. Spojrzałam na Daniela, później na Łukasza. Co ja tu
robię? - pomyślałam. Nigdy bym się nie spodziewała, że będę nocować w jednym
pokoju z dwoma chłopcami. Owszem, jeden z nich był moim bratem, ale przecież
znaliśmy się krótko. Jednak nie przeszkadzało mi to. Była między nami więź,
trudna do opisania. Ufałam mu. A Łukasz? Był jego przyjacielem - bardzo dobrym
na dodatek, miłym i przystojnym. Czy to miało coś do rzeczy? W tamtej chwili
może tak, gdyż nie mogłam przestać na niego patrzeć. Kiedy jestem w jego
pobliżu, czuję się inaczej. Polubiłam go, choć znaliśmy się tak krótko. Nie
miało to dla mnie znaczenia, jemu również zaufałam. Wtedy byłam przekonana, że
nie jestem tutaj przypadkowo. Wszystkie zdarzenia, jakie miały miejsce w przeciągu
ostatnich tygodni, bardzo mnie zmieniły. Co do tego nie miałam wątpliwości.
Nauczyłam się doceniać to, co mam. Szanować otaczających mnie ludzi i nie
oceniać ich zbyt szybko.
Z
samego rana obudziło mnie krzątanie się po pokoju Łukasza.
- Przepraszam, nie chciałem Cię obudzić – powiedział
niezwykle mile.
- Nic się nie stało. Przecież nie możemy się obijać i
spać do południa. Musimy niedługo ruszać dalej – odparłam. Byłam naładowana
pozytywną energią i gotowa do działania.
Wstałam z łóżka, zarzuciłam na siebie bluzę. Miałam udać
się do łazienki, ale spostrzegłam , że w pokoju nie ma mojego brata.
- Gdzie jest Daniel? – zapytałam zmartwiona.
- Wyszedł godzinę temu. Stwierdził, że lepiej będzie,
jeżeli poszukamy jego ojca oddzielnie. Wtedy są większe szanse, że znajdziemy
go szybciej. Będziemy w kontakcie. Jeżeli nie uda mu się go znaleźć, wróci
tutaj wieczorem – wyjaśnił mi Łukasz.
Szczerze mówiąc trochę się ucieszyłam. Przecież Daniel
mógł zabrać mnie ze sobą, a wtedy nie mogłabym spędzić czasu z Łukaszem. W jego
towarzystwie czuję się wyśmienicie. Nie obawiałam się o brata, bo był zaradny,
a jego pomysł wydał mi się dość dobry. Tak więc, szybko przygotowałam się do
wyjścia. Wstąpiliśmy na chwilę do baru, by kupić jakieś jedzenie na wynos i
ruszyliśmy w drogę.
Chodziliśmy po różnych
ulicach, pytaliśmy przypadkowych ludzi o ojca Daniela i tak samo jak
poprzedniego dnia – bezskutecznie. Nikt nic nie wiedział. Udaliśmy się jeszcze
w stronę Długiego Targu, jednak historia się powtórzyła. Nasze poszukiwania
trwały już kilka godzin, zbliżało się późne popołudnie.
- Łukasz, czy Daniel mówił Ci, gdzie dokładnie miał
zamiar szukać? – odezwałam się, mając już pewien plan w głowie.
- Mówił, że będzie go szukać w portach morskich. Może
nawet pojedzie do Sopotu, jeśli w tutejszych go nie znajdzie.
- Może zadzwoń do niego – zaproponowałam.
Łukasz wyciągnął telefon z
kieszeni i wybrał numer do Daniela. Tak jak myśleliśmy, był w Sopocie.
Usłyszeliśmy, że zabawi tam jeszcze około godziny, może krócej a później wróci
do Gdańska. Powiedział, żebyśmy udali się do przystani żaglowej na Mołtawie, bo
do niej jeszcze nie dotarł. Tam mieliśmy na niego poczekać. Po krótkiej chwili
byliśmy już w taksówce i zmierzaliśmy ku miejscu wskazanemu nam przez Daniela.
Po około dwudziestu minutach dotarliśmy do celu. Od razu zaczęliśmy pytać
pracujących tam ludzi, czy znają ojca Daniela. Jednak i tym razem odpowiedź
była przecząca. Powoli traciłam nadzieję, że go znajdziemy. Tak bardzo chciałam
pomóc mojemu bratu. Zamyśliłam się, jednak po chwili przemówił do mnie Łukasz:
- Chodź, usiądźmy. Daniel pewnie niedługo będzie –
uśmiechnął się, uwydatniając swoje lśniące i niezwykle białe zęby.
- Dobrze – powiedziałam cichutko, bo onieśmielił mnie
swoim uśmiechem.
Usiedliśmy na znajdującej się nieopodal ławce.
- Jesteś odważna – oznajmił nagle chłopak.
- Dlaczego tak myślisz? – nie rozumiałam.
- Nie każda osoba na Twoim miejscu zachowywałaby się
podobnie – kontynuował.
- To znaczy? – ciągnęłam rozmowę.
- Pomimo wątpliwości, które pewnie masz lub miałaś na
początku, postanowiłaś pomóc Danielowi i nie zostawiłaś go. Chociaż znacie się
tak krótko i poznaliście się… - przerwał na chwilę i pokiwał głową – w dość
niedogodnych okolicznościach.
Uśmiechnęłam się do niego figlarnie.
- Masz rację, na początku miło nie było. W końcu
myślałam, że był porywaczem i ma jakiś cel w moim uprowadzeniu. Jednak, kiedy
wszystko wyszło na jaw, zrozumiałam go i zaufałam mu. Jest w końcu moim bratem
i zależy mi na nim.
- A ja? Ufasz mi? – spytał nagle.
To pytanie trochę mnie zaskoczyło. Przez chwilę nic nie
mówiłam. Nie dlatego, że się wahałam. Łukasz wpatrywał się we mnie, czekając na
odpowiedź. A ja nie potrafiłam wydobyć z siebie słowa i przestać patrzeć w jego
piękne brązowe oczy.
-Tak, ufam – wyszeptałam cicho.
Po moim wyznaniu zaczął patrzeć na mnie inaczej, cieplej.
Widać było, że zadowoliło go to, co przed chwilą usłyszał.
- Jesteś bardzo piękna i … wyjątkowa. – powiedział nagle.
Nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć. Był pierwszym
chłopakiem, który tak do mnie mówił. Wtedy poczułam coś, czego nie odczułam
jeszcze nigdy w życiu. Zawsze byłam cieniem moich koleżanek. Nigdy nie
wysuwałam się na przód. Chłopcy interesowali się tylko nimi, a nie mną. Do mnie
odnosili się tylko, jak do … kumpeli. Może to dlatego, że nie pozwalałam im na
nic więcej. Byłam zbyt zamknięta w sobie. Powinnam się już dawno otworzyć.
Dzięki słowom wypowiedzianym
przez Łukasza zapomniałam o dawnej sobie, o zwyczajnej Marcelinie. Wtedy nie
tylko ja , ale także Łukasz zapomnieliśmy na chwilę o wszystkim, o problemach,
o tym, że nie znamy się zbyt długo. W tamtej chwili miałam wrażenie, że
czekałam właśnie na niego. Czekałam, żeby to właśnie z nim przeżyć swój
pierwszy pocałunek. Było warto, bo był cudowny… Na początku spojrzał mi głęboko
w oczy, zbliżył się do mnie, złapał za rękę i widząc mój uśmiech, delikatnie
musnął mnie w usta. Zamknęłam oczy, a wszystko odpłynęło. Czułam, że jest mi
gorąco, moje policzki płonęły. Nigdy tak się nie zachowywałam. Co się ze mną
dzieje? Po chwili zaczęliśmy całować się namiętniej. Było wspaniale. Nasz
pocałunek nie był zbyt długi, jednak nie mogłam sobie go lepiej wyobrazić.
Miałam się odezwać i powiedzieć mu o tym, ale nagle zadzwoniła komórka. To był
Daniel – za chwilę miał do nas dołączyć. Łukasz powiedział, że miał
przygnębiony głos. Zmartwiłam się.
- Spokojnie. Pewnie jego poszukiwania też nic nie dały i
dlatego był smutny – widząc moją minę, próbował mnie pocieszyć.
Nie minęła nawet minuta, a Daniel biegł już w naszym
kierunku.
- Cześć - krzyknął ze smutkiem w głosie.
- Coś się stało? Dowiedziałeś się coś o swoim ojcu?
Wiesz, gdzie jest? – zarzuciłam go pytaniami.
- Dowiedziałem… - kontynuował powoli. – Nie żyje – dodał
po chwili.
Zapadła cisza. Spojrzałam na brata, później na Łukasza.
Wiedziałam, że nie czas na dalsze pytania, dlatego zamilkłam. Tkwiliśmy na
przystani, wpatrzeni w jeden punkt - w odpływającą właśnie łódź. Dlaczego
akurat w nią? Nie wiem. Może chcieliśmy tak jak ona - odpłynąć. Tylko, że
„odpłynąć” od własnych problemów i złych chwil swojego życia, zapomnieć o nich
i zacząć wszystko od nowa… Tak, tego naprawdę pragnęliśmy. Zacząć od nowa, ale…
razem. Nie chciałam stracić tego, co zyskałam przez ostatni czas. Brata i
chłopaka, przy którym czułam się wyjątkowa. Wiedziałam też, że oni nie chcieli
stracić mnie.
- Wracajmy do domu – przerwał ciszę Daniel.
Tak też zrobiliśmy…